Legendarny drugi punkt żywieniowy
znajdował się tu:
Opowieści krążące po kraju nie pozwalają nam na przemilczenie tej sprawy. Bo też rzeczy, które działy się na 45 kilometrze maratonu wymagają osobnego potraktowania.
A co tam jest ? Tam po prostu mieszkała Kaśka z Arturem. Mieli gospodarstwo [zwane agroturystycznym] ale agro i turystyka to tylko wierzchołek góry lodowej …
Miejsce po prostu rewelacyjne, w środku Puszczy Drawskiej, z dala od asfaltu i miejskiego zgiełku – a mimo to z Poznania dojeżdża się tu w niecałe dwie godziny [samochodem oczywiście – rowerem nieco dłużej].
Nie da się ukryć, że jest to przede wszystkim był raj koniarzy. Tych przemiłych [choć znacznie większych od roweru] zwierząt było tu co niemiara i jeśli ktoś lubował się w stepach, kłusach czy galopach – miał tu wszystko czego szukał.A we wrześniu …. JEDZIE MARATON.
Wtedy wszyscy zaprzyjaźnieni koniarze stają się przyjaciółmi cyklistów. Kaśka chwytała za megafon i wraz z całą ekipą „dopieszczała” wykończonych bikerów [jak ona to robi megafonem …?]
Skutek był niepokojący: coraz więcej zawodników przedkładało przysmaki i atmosferę Kasinej farmy nad główny cel maratonu – czyli dotarcie do mety.
Po prostu odżywiali się tam i regenerowali bez końca !
Zresztą – zobaczcie sami:
Niestety, rok 2005 był ostatnim sezonem z Kaśką na trasie naszego maratonu. Kaśka przeprowadziła się na północ i zostały tylko wspomnienia …